Odcinek VI

Siedzieliśmy w restauracji Kultura na Krakowskim Przedmieściu. To Zuzka zaproponowała to miejsce. Wyglądała jak co dzień olśniewająco. Dobrze, że na stoliku poustawiane były szklanki i kieliszki, bo gdyby nie to, to nie mógłbym odwrócić wzroku od jej przepięknie wyeksponowanych piersi które, choć całkowicie schowane za amarantowym cienkim golfem, głośno zachęcały do ich podziwiania. Nogi w czarnych rajstopach zdążyłem podziwiać w trakcie krótkiego spaceru do restauracji. Zamówiliśmy jedzenie bo jak powiedziała Zuzka, jest głodna jak wilk. Nie zdążyła zjeść śniadania. Ja zdążyłem i nie musiałem nic jeść, bo karmiłem się jej widokiem.

– I jak idzie śledztwo? – zapytała zmiatając z talerza olbrzymie porcje Carpaccio. Ja piłem piwo, bo z przystawki postanowiłem zrezygnować. Czterdziestka na karku ma swoje wymagania. Myśli o kaloryferze na brzuchu porzuciłem już dawno. Teraz tylko dbałem o to, żeby nie zrobił mi się tam bojler.- Na razie zaczynamy. Darek chyba się chce wymiksować z tego tematu. Ja poczyniłem już pierwsze spostrzeżenia. – rzuciłem chcąc trochę zabłysnąć własną inicjatywą i inteligencją śledczego.

– Na razie zaczynamy. Darek chyba się chce wymiksować z tego tematu. Ja poczyniłem już pierwsze spostrzeżenia. – rzuciłem chcąc trochę zabłysnąć własną inicjatywą i inteligencją śledczego.

– Opowiadaj, opowiadaj – rzuciła w przerwie pomiędzy kolejnymi kęsami, które łapczywie popijała czerwonym winem.

– Poszperałem trochę w przeszłości Pepe i okazało się, że był on uzdolnionym plastykiem – rzuciłem niedbale tonem jakim mówiłby Harry Hole. Przynajmniej tak mi się wydawało.

– To wiem. Laski mi pokazywały jego rysunki.

– Akty? – zdziwiłem się.

– O aktach mówiły mi czerwieniąc się, ale pokazywały inne rysuneczki. – Skończyła Carpaccio i wypiła do końca wino. – proszę jeszcze jeden kieliszek! – zawołała do przebiegającego obok stolika kelnera.

– A co mówiły o aktach?

– No, że rysował je z najdrobniejszymi szczegółami. Taka prawie pornografia. Ale wszystkie to lubiły. Przynajmniej te, z którymi rozmawiałam.

– Myślisz, że te akty mogły być powodem jego zabójstwa?

– Nie wiem. Może. Jeżeli tak to na pewno nie zrobiły tego te dziewczyny z którymi rozmawiałam.

– A z którymi rozmawiałaś – w końcu byłem śledczym. Musiałem zadawać pytania.

– Z Dagą, Kuką i Kamą. Zgodzisz się ze mną, że one nie potrafią używać korkociągu w celu otwarcia wina a co dopiero w celu wbicia go w Pepe.

– Daga potrafi. – Chciałem się zgadzać z wszystkim co ona powie, ale tutaj przeważyła część śledcza mojej osobowości.

– No, może Daga, ale ona tego nie zrobiła. Wiesz co one wszystkie mi mówiły?

– Nie.

– Że Pepe przez cały ten okres związku z nimi miał jeszcze kogoś. Kogoś, kogo musiał bardzo kochać, albo ten ktoś miał na niego potężnego haka. Zdarzyło się kilkakrotnie, że Pepe dostawał jakiś dziwny telefon po którym wychodził natychmiast, obojętnie gdzie był. Wymawiał się jakimś zleceniem na portret czy coś w tym stylu. Potwierdziły mi to wszystkie trzy.

Kelner przyniósł zamówioną zupę. Ja dalej byłem wstrzemięźliwym czterdziestolatkiem dbającym o linię więc przeszedłem tylko z piwa na whisky. Wiedziałem, że to też kalorie, ale wydawały mi się jakoś mniej groźne od kalorii szalejących w żurku na kiełbasie który jadła Zuzka.

– A wiedziały coś na temat tej tajemniczej osoby?

– Nie, ale to na pewno była kobieta.

– Skąd wiedziały?

Popatrzyła na mnie ironicznie z nad talerza.

– My to wiemy. Po prostu wiemy i już. Jedna może się mylić, ale trzy nie. Zapach obcej baby wyczuwamy nawet przez telefon. I nawet po pijaku.

– Okej. – Cóż miałem powiedzieć. Że to w sensie dowodowym nie przedstawia żadnej wartości?

– Jak już jedziemy po intuicji to co jeszcze wyczuwały? – zadałem żartobliwe pytanie nie licząc na jakąkolwiek konkretną odpowiedź. I tu się zdziwiłem.

– Wszystkie uważały, że jest to kobieta sporo starsza od Pepe, dobrze ustawiona i zamożna. I że ona w jakiś sposób zmuszała go do kontaktów, a on z tego wyciągał niemałe korzyści.

– To może jeszcze jakieś dane na temat wyglądu. A może imię i nazwisko?

Odstawiła pusty talerz po żurku i spojrzała mi prosto w oczy. Jeeezu. Jakie ona ma śliczne, zielone oczy.

– Nie drwij, Michale, z damskich przeczuć. One zawsze się sprawdzają.

– Przepraszam.

Przyjęła przeprosiny i popijając wino powiedziała wolno.

– Pamiętasz tę wigilie firmową dwa lata temu?

Jak miałbym nie pamiętać. To była pierwsza wigilia na której pojawiła się Zuzka.

– Oczywiście.

– Ja byłam wtedy nowa, ale to właśnie dlatego miałam ostrość spojrzenia, której wy, pracujący już jakiś czas w firmie mieć nie mogliście. Wiesz co mnie wtedy zastanowiło?

– Co?

– Pamiętasz, jak po całej tej uroczystej hotelowej fecie dla naszych członków pojechaliśmy my, pracownicy, do biura, żeby wypić pozostałe z imprezy wino? Była z nami wtedy SM. I jak siedzieliśmy w sali konferencyjnej otwierając kolejną już butelkę wina to ona nagle zniknęła. Nawet żartowaliśmy sobie, że przegięła pałę z winem i „po angielsku” pojechała do domu.

– Faktycznie. Nawaliła się wtedy jak szpadel – przypomniałem sobie. – Ja zresztą też – przypominałem sobie dalej.

– Właśnie. A wiesz kto zniknął razem z nią?

– Pepe?

– Właśnie. Wszyscy byliście zbyt pijani, żeby to zaobserwować. Ja piłam mało, bo byłam nowa i ostatnie o czym marzyłam był jakiś pośpieszny seks po pijaku na biurku. – Przerwała i popatrzyła na mnie. – Co się tak czerwienisz? Przecież rozmaite biurowe obmacywanki się tam odbywały. Ty w nich nie uczestniczyłeś, bo już dziobałeś nosem w biurko.

Nic nie odpowiedziałem. Bo co mogłem odpowiedzieć. Tylko czerwieniłem się coraz bardziej. Zuzka kontynuowała.

– Moim zdaniem to Pepe miał romans z SM. Nie jakiś taki oficjalny, ale po prostu bzykali się od czasu do czasu. A co ty myślisz? Kobiety w każdym wieku mają potrzeby. A Pepe jurny był. Przynajmniej tak mówiły o nim te co z nim spały.

Nie wiedziałem co powiedzieć. Przez głowę przelatywały mi myśli spośród których najprzyzwoitsza była ta w której SM nago pozowała Pepe do rysunków.

– Sądzisz, że to ona mogła zabić Pepe? – wydukałem wreszcie jakieś zdanie.

– Nie wiem, ale że mieli romans to według mnie jest pewne.

– Ją też rysował?

– Pewnie też. Lubił rysować, a dla artysty wiek modelki nie ma znaczenia.

– Skoro ją bzykał to nie miała żadnych podstaw żeby go zlikwidować. Ale nieprzyzwoite akty powodem mogą już być.

Kelner przyniósł drugie dania. Ja wziąłem kotlety mielone które tu ponoć robili znakomite a Zuzka poszła w okonia na parze. Korzystając z okazji zamówiłem u kelnera podwójną whisky. Zuzka została przy czerwonym winie.

– Gdzie pracowałaś przedtem? – postanowiłem przenieść ciężar rozmowy na bardziej apetyczne tematy.

– Pracowałam u dystrybutora filmów. Takich niszowych. Fajna praca, ale znudziła mi się. A w zasadzie znudził mi się szef, bo zaczął się do mnie przystawiać. Rozwiódł się nawet ze swoją żoną, ale nie dla mnie tylko dla tej całej rzeszy dupeniek, które kręciły się przy nim na festiwalach filmowych, które organizował. – pracowicie wydłubywała z okonia ości. – Daga załatwiła mi tę pracę. Poznałyśmy się kiedyś na takiej damskiej bombce u mojej znajomej. Akurat szukała kogoś do działu, więc tak się zameldowałam w firmie.

Daga, dzięki ci wielkie. Ciągle byłem lekko przytłoczony rewelacjami zaserwowanymi mi przez Zuzkę. Ale byłem z Zuzką i musiałem, oprócz oczywiście pretekstu w postaci dywagacji na temat Pepe, zadbać też o swój własny PR. W końcu to był cel główny. Szczerze mówiąc Pepe obchodził mnie teraz jak zeszłoroczny śnieg.

Do restauracji wszedł znany reżyser filmowy otoczony wianuszkiem nadskakujących mu osób. Widywałem go często więc mogłem ocenić starania jego fryzjera. Reżyser raz w miesiącu był ponętnym blondynem który z upływem dni zmieniał się w siwiejącego blondyna by po miesiącu znowu oszałamiać blond grzywą. Taki cykl.

Zuzka nie zwróciła na niego uwagi. Wygrzebywała resztki okonia ze sterty ości na talerzu. Wypita whisky uderzyła mi do głowy. Muszę się pilnować.

– A jak ci się u nas pracuje? – ale inteligentne pytanie. I jakie błyskotliwe. W sam raz na podryw takiej dziewczyny.

– Nie żartuj – odpowiedziała i złożyła dwa widelce kończąc pastwienie się nad resztkami fauny wodnej. – Gdym mogła sobie coś znaleźć to dawno by mnie tu nie było. Chyba już wolałam pracować u tego obłapiającego mnie poprzednika. Poza propozycjami w pracy było miło i sympatycznie. Tu nie jest ani miło ani sympatycznie. – spojrzała na mnie – myślę, że sądzisz podobnie?

– Ach ta kobieca intuicja. – Proszę, proszę. Nawet dowcipnie.

Przeciągnęła się rozkosznie a mnie owionął jej zapach. Taki trochę kurewski a trochę oficjalny. Nie wiem. Nie znam się na damskich perfumach. Lubię je wdychać ale nazw nigdy mi się nie udało zapamiętać.

– Wiesz, że wszystkie dziewczyny u nas w dziale jadą na psychotropach?

– Skąd mam wiedzieć?

– Jadą permanentnie. I nie tylko u nas w dziale. Poradnie psychiatryczne mają zapewnione przez naszych pracowników niezły obrót. O ile wiem tylko Lolka jedzie bez.

– Nic dziwnego. Jej to się wszystko podoba – dorzuciłem ryzykownie, mając nadzieję, że Lolka nie jest jej najlepszą przyjaciółką. Nie była, bo się roześmiała.

– Przecież to co prezentuje wobec nas SM to mobbing czystej wody. Poniżanie, permanentne powierzanie zadań poniżej kwalifikacji, publiczne krytykowanie i łajanie pracowników, brak jakichkolwiek kryteriów ocen i tak dalej.

– A ty też jedziesz na psychotropach?

– Jechałam, ale powiedziałam sobie, że rzucam to gówno. Teraz joga, medytacja. Nie będzie mi jakaś stara kurew, choćby nie wiem jak ustosunkowana, prać mojego mózgu. Moje życie prywatne na to nie zasługuje.

– A jak tam twoje życie prywatne? – ochoczo podchwyciłem temat, który przy pewnej dozie szczęścia mógł mnie doprowadzić do szczęśliwego życia u boku Zuzki w otoczeniu naszych dzieci. Jednak whisky wyraźnie poprawia zdolność widzenia przyszłości. Nawet bardzo odległej.

Zuzka nie odpowiedziała rozglądając się za kelnerem. Zamówiła jeszcze kieliszek wina. Ja ponowiłem szkocką.

– Moje życie prywatne w chwili obecnej jest czyste jak kartka papieru – odpowiedziała po chwili, nerwowo sprawdzając na telefonie czy ktoś do niej nie dzwonił. – Cały czas czekam na kogoś, kto by je zapisał, ale na razie znajduję same wypisane pisaki. – roześmiała się.

Same wypisane pisaki. Nawet nie chciałem sobie wyobrazić co miała na myśli. Ja chętnie bym pozapisywał ile się da, a mój pisak na pewno nie był wypisany. Najwyżej mógł być zaschnięty z powodu braku pisania. Ale wenę miałem.

– A jak tam twoje?

O cholera. Teraz muszę być ostrożny.

– Moje ok. Może nie kartka, ale taka żółta karteczka samoprzylepna. Ze słabym klejem, bo co i raz to się odkleja.

– A teraz się akurat trzyma, czy spadła, ta karteczka? – Policzki miała zaróżowione od wina a w oczach dostrzegłem jakieś takie czarcie chochliki.

– Teraz akurat spadła i wpadła pod lodówkę. – Próbowałem dać do zrozumienia, że chętnie ją z nią wyciągnę. Złapała mnie za rękę.

– Ja wiem, że dzisiaj wtorek, ale nie mam ochoty wracać do domu i spędzić wieczoru jak co dzień, przed telewizorem. Jak nie masz żadnych wieczornych obowiązków to chodź ze mną. Zrobimy miły rajd po pubach.

Jakie ja mogę mieć wieczorne obowiązki? Pornola zawsze mogę obejrzeć sobie jutro.

– Z przyjemnością. To co proponujesz?

– Wychodzimy i idziemy przed siebie. Jak nam się coś spodoba to wchodzimy i zamawiamy picie. Lubię takie włóczęgostwo barowe. Może tak być?

– Jasne.

Zapłaciliśmy za jedzenie. Chciałem zapłacić za całość, ale ona nie pozwoliła.

– Każdy płaci za siebie. Bez zobowiązań.

Wyszliśmy na Krakowskie Przedmieście. Trochę mi się kręciło w głowie. Pewnie winę za to ponosiła wypita szkocka, ale na pewno dołożyła się do tego Zuzka. Jej te cztery kieliszki wina też trochę zabełtały w głowie. Złapała mnie pod rękę.

– Muszę się na tobie oprzeć. Wino i szpilki nie są dobrymi kompanami.

Nie miałem nic przeciwko temu. Szliśmy powoli, mijając kolorowy tłum przewalający się ulicami w blasku zachodzącego słońca. Milczeliśmy.

W najbliższym pubie zamówiliśmy przy barze po podwójnej wódce z sokiem grapefruitowym. Było pusto. Wybraliśmy stolik w kącie. Zuzka była dziś w nastroju liryczno-sentymentalnym. Nie mogłem tego spieprzyć.

– Dlaczego mówisz, że jesteś pustą kartką papieru?

Spojrzała na mnie nierozumiejącymi oczyma i po chwili roześmiała się.

– Ach, tak powiedziałam? To pewnie z tego powodu, że poprzednie strony zapisałam drobnym maczkiem. Teraz czas na wymyślanie nowej fabuły. Ale nie śpieszę się. Niech się sama napisze – pociągnęła solidny łyk drinka – Za dużo w moim życiu było do tej pory zamieszania, czas na uspokojenie.

Przy stoliku w drugim kącie sali siedziała na kanapie para młodych ludzi. Oboje mieli długie włosy i oboje, w przerwach pomiędzy sączeniem piwa całowali się namiętnie. Trochę im zazdrościłem. Zuzka mówiła dalej.

– Nie powiedziałam ci do końca prawdy. Miałam romans z tym moim poprzednim szefem. Dla mnie rozwiódł się z żoną, zostawił ją z dwójką dzieci. Jednak to ja się w końcu wycofałam. Pomyślałam sobie, że jak ją zostawił, to mnie też może. Takie tam babskie chciałabym i boję się. I wyszło na to, że jestem zimną suką, bez krzty uczuć, która nie docenia tego co on dla mnie zrobił. Ale to moje życie. Ja go do rozwodu nie namawiałam. Owszem, bzykaliśmy się a ja wiedziałam, że on jest żonaty, ale nigdy, przenigdy nie namawiałam go do odejścia. Po prostu dobrze nam było i tak powinno pozostać. Zamów Michale jeszcze jednego drinka. – Jej oczy napełniły się łzami.

Posłusznie poszedłem do baru i powtórzyłem zamówienie. Cholera, zostałem spowiednikiem. Nie wiedziałem czy to dobrze czy źle, ale dla niej mogłem być nawet podnóżkiem u jej stóp. We łbie szumiało mi już potężnie. Wróciłem i postawiłem przed nią szklankę.

– Michał. Czy ja naprawdę jestem taka zimną suką? Mój problem polega na tym, że ja nie lubię być poddawana terrorowi emocjonalnemu, gdzie muszę podejmować taką decyzję jakiej wymaga ode mnie społeczeństwo. Wtedy staję okoniem i uciekam. Może jednak powinnam z nim zostać?

Wiedziałem, że nie oczekuje ode mnie odpowiedzi. Pytania były tylko retoryczne. Złapałem jej rękę.

– Według mnie ty jesteś osoba stworzoną do kochania. Do kochania przez kogoś, kto będzie się o ciebie troszczył i szedł za tobą a nie przed tobą. Tak myślę ja. I myślę również, że słusznie zrobiłaś chcąc na nowo zapisać kartkę. Zapisze się sama i to takimi słowami jakie będziesz uważała za słuszne. Ja mogę ci w tym pomóc. – Uważaj stary, nie przeholuj.

Patrzyła na mnie a jej ręka bezwiednie zaciskała się na mojej. Para w kącie ograniczyła picie piwa do minimum. Widać było tylko splątane ze sobą dwie gęstwiny włosów. Trzeba trochę rozluźnić atmosferę.

– Nie myśl już o tym. Wyobraź sobie lepiej SM pozującą Pepe do świńskich rysunków. – Nie wiedziałem czy nie przeszarżowałem, ale Zuzka się roześmiała i otarła z policzka łzy.

– Ciekawe w jakich pozycjach ją rysował?

– Jak to w jakich. Na pewno z pejczem i na biurku. Albo wypiętą w jego stronę. Dużo ołówka musiał zużyć.

Śmialiśmy się oboje.

– Ciekawe jak tam u niej z depilacją. Bo zauważyłam kiedyś u niej zalotne loczki pod pachami.

– To jeszcze więcej ołówka poszło. Ile ona może mieć lat?

– Pięćdziesiąt plus. Ze wskazaniem na plus.

– Nie wierzę, że Pepe się na to skusił.

– Potęga szeroko rozwartej waginy, kochany. W niej jest moc niebywała.

– Ale przecież miał inne nie mniej szeroko rozwarte.

– Wszystko zależy od okoliczności. I od bonusów dodatkowych.

– Doczepionych do waginy?

– Tak. Jak są dobre to klient zawsze wraca.

– A jak się doczepia bonusy do waginy?

– Nie chcesz wiedzieć.

– Chcę.

– Jesteś świntuchem.

– Jestem. Powiedz.

– Wy też doczepiacie do penisów bonusy różnorakie. Więc nie udawaj prawiczka i wyobraź sobie.

– Nie mam kobiecej wyobraźni.

– Nie potrzeba kobiecej. Ona cała i tak zarezerwowana jest dla wyobrażeń o samcach. No czasami samicach.

– No i jeszcze spora część zarezerwowana jest dla butów, torebek i kosmetyków wszelakich.

– Fakt. Może nawet penisy są za torebkami i butami. Dobre buty potrafią dostarczyć niezłego orgazmu. Wierz mi.

– Nie wierzę. Mam jednak bardziej tradycyjne podejście do seksu.

– Myślisz, że orgazm można wywołać tylko przez kontakt penisa z waginą. Fu jak to obrzydliwie brzmi.

– Jestem zwolennikiem tej teorii. Może brzmi obrzydliwie, ale w gruncie rzeczy jest dosyć przyjemne. Nie sądzisz?

– No, jest. Czasami nawet bardzo. Ale buty też są przyjemne. Wy pewnie osiągacie orgazm kupując Porsche?

– My kupujemy Porsche aby mieć orgazmy w przyszłości. Taka inwestycja. Wiesz ile wyciąga taki Porsche?

– No, ze dwieście kilometrów na godzinę.

– Dwie laski na godzinę.

Śmialiśmy się oboje. Patrzyłem w jej uśmiechnięte oczy i zatapiałem się cały w tych szmaragdowych jeziorach. Zmieniliśmy lokal, potem jeszcze raz. Nie wracaliśmy już do smutnych tematów zbyt zapisanych kartek. Obojgu nam szumiało w głowach i oboje tego wieczora bawiliśmy się dobrze w swoim towarzystwie.

Ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi.

Dodaj komentarz

Kontakt